2012-10-02

Gruzja 2012 - wstęp

Pomysł wyjazdu do Gruzji w gronie kilku znajomych zrodził się, kiedy na spotkaniu klasowym dowiedzieliśmy się, że nasza koleżanka w poprzednim roku tam była i bardzo zachwalała ten kraj. Postanowiliśmy spróbować sami. Na początek trzeba było uzgodnić termin, a ponieważ nikt z nas nie jest wielkim miłośnikiem upałów, wybraliśmy drugą połowę września. Okazało się, że był to bardzo dobry wybór, bo udało nam się naprawdę sporo zobaczyć i przeżyć.

Pomijając 2 dni w górskiej Mestii, pogoda jak na polskie warunki była gorąca i słoneczna. Wrzesień i początek października, kiedy w Polsce robi się już zimno, to świetny okres na to, aby się wybrać do Gruzji. Jeśli zaś chodzi o wydarzenia, to zupełnie nieplanowanie również trafiliśmy na gorący okres, bo wyjechaliśmy na zaledwie 2 dni przed wyborami. Kraj żył rywalizacją 2-ch głównych pretendentów do władzy: Zjednoczonego Ruchu Narodowego prezydenta Saakaszwilego (nr 5) i koalicji Gruziński Sen milionera Bidzini Iwaniszwilego (nr 41). Załapaliśmy się nawet na biesiadę przedwyborczą zwolenników Saakaszwilego, na której wzniesiono toast na naszą cześć! Logo ZNR widniało w niemal wszystkich marszrutkach, podczas gdy wszyscy spotkani przez nas niezrzeszeni taksówkarze byli gorącymi zwolennikami Iwaniszwilego. Przedstawiany przez tych ostatnich obraz kraju był bardzo niewesoły. Spotkaliśmy taksówkarzy z wykształceniem wyższym technicznym (!) - w Europie, cierpiącej na brak inżynierów, sytuacja niewyobrażalna. Poziom bezrobocia każdy rozmówca przedstawia inaczej, ale widać, że sytuacja wygląda niewesoło po tym, jak puste jest Tbilisi o świcie, kiedy u nas są godziny szczytu i tłumy ludzi podążają do pracy. Większość towarów na półkach pochodzi z zagranicy - głównie Rosji, Ukrainy i Turcji.

Miłym akcentem na lotnisku było obdarowanie nas, oprócz pieczątką w paszporcie, buteleczką gruzińskiego wina. Kolejnym miłym zaskoczeniem była możliwość porozumienia się z obsługą lotniska po angielsku. Potem już znaleźliśmy się w świecie gruzińskiego alfabetu - nazywanego przez nas wstążeczkami - któremu jedynie w nielicznych miejscach towarzyszy alfabet łaciński lub cyrylica. Wstyd się przyznać, ale to pierwszy kraj, będąć w którym nie byłem w stanie porozumieć się w jego języku choćby w minimalnym stopniu, a nawet przeczytać napisów na tablicach. Rozleniwił fakt, że w Gruzji, jako kraju byłego Związku Radzieckiego, można bez problemu się dogadać w języku rosyjskim, o ile się go tylko zna w stopniu przynajmniej podstawowym. Angielskim można się dogadać głównie w miejscach, w których bywa dużo turystów z Izraela oraz w pewnym stopniu z młodymi ludźmi.

Gruzja jest krajem kontrastów, obok starych zrujnowanych budynków pojawiają się nowoczesne konstrukcje uderzające śmiałością i awangardowością architektury. Są to głównie gmachy rządowe. Nowoczesne są też budynki policji, które są nową wizytówką krajów, który pod rządami Saakaszwilego potraktował bezpieczeństwo obywateli i turystów priorytetowo. W dużych miastach policjantów można spotkać niemal na każdym rogu i dzięki temu można czuć się bezpiecznie nawet w nocy.

Vardzia - skalne monastyry
David Gareja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz